Z niejakim opóźnieniem, ale zabrałam się w końcu za opisanie drugiej części mojej wizyty w Kioto.
Dnia drugiego zwiedzanie rozpoczęłam od świątyni Ryōan-ji. Świątynie jest dość daleko od centrum i nie da się tam dostać pociągiem ani metrem. W Kioto znajdują się tylko dwie linie metra: jedna łącząca północ z południem i druga - wschód z zachodem. Przecinają się mniej więcej w centrum miasta. Pociągi kursują tylko na głównych liniach, tj. do Osaki, Nary, Nagoyi itd. Na szczęście w mieście kursuje sporo autobusów. Linie docierają niemal do każdego zakamarka miasta, a przystanki ulokowane są przy najważniejszych zabytkach. Poza normalnymi liniami w Kioto działają też dwie linie: 100 i 101, będące autobusami ściśle turystycznymi i docierającymi nawet do świątyni Kinkaku-ji oddalonej o 8km od centrum. W zwykłych autobusach system głośnomówiący uprzedza jaki będzie następny przystanek, niestety po japońsku w przypadku mniejszych przystanków, ale dla kilku największych także po angielsku. Natomiast w autobusie turystycznym każdy przystanek jest opisany w języku japońskim, chińskim i angielskim, z wyszczególnieniem atrakcji turystycznych, które znajdują się w pobliżu. Warto korzystać z autobusów szczególnie na dłuższych trasach, ponieważ bilet niezależnie od przystanku zawsze kosztuje tyle samo: 220 jenów, czyli niecałe 10zł. Jeśli planujemy większe zwiedzanie można pokusić się o kupno biletu dziennego, w cenie 500 yenów, uprawniającego do 10 przejazdów. Opłaca się już przy trzech, więc na prawdę warto. A kupić można go w sieciówkach takich jak Lawson, 7Eleven albo FamilyMart.
Ryōan-ji, czyli Świątynia Uśpionego Smoka, to świątynia Zen należąca do szkoły Rinzai buddyzmu zen. Znajduje się tam jeden z najsłynniejszych kare-sansui - skalnych ogrodów w Japonii. Pierwsze elementy świątyni zostały wybudowane w XV wieku, w tym również skalny ogród. W późniejszych latach świątynia powiększana była o dodatkowe budynki.
Na ogród składa się 15 kamieni różnej wielkości ułożonych w pięciu grupach: w jednej pięć, w dwóch po trzy i kolejnych dwóch po dwa kamienie. Wysepki otacza biały żwir, codziennie rano układany (czy grabiony) przez mnichów, a jedynymi roślinami jest mech wokół kamieni. Kamienie są tak ułożone żeby z żadnego miejsca werandy wychodzącej na ogród nie można było dostrzec wszystkich piętnastu. Podobno tylko ci, którzy dostąpią oświecenia mogą zobaczyć jednocześnie wszystkie z nich. Ogród otacza brązowo-pomarańczowa ściana z gliny będąca ważnym elementem kompozycji. Ściana jest dość niska, ponieważ gdy ogród został zbudowany ponad nią miał roztaczać się piękny widok na okolicę i otaczające ją góry. Obecnie jednak wzgórze porośnięte jest drzewami.
Na powyższym zdjęciu ładnie widać wzory na żwirze - okręgi wokół wyspy z kamieniem i proste, równoległe linie dalej. Poza skalnym ogrodem w Ryoan-ji można też podziwiać ogród wodny, ze sporych rozmiarów stawem pośrodku oraz pawilon herbaciany, z pięknie malowanymi drzwiami wewnętrznymi.
Słynnym elementem świątyni jest też maleńka studnia, służąca do rytualnego obmywania rąk i ust.
Stojąca na uboczu, kamienna studnia nazywana jest tsukubai, co w bezpośrednim tłumaczeniu oznacza "kucać". Jak można się domyślić swą nazwę zawdzięcza małym rozmiarom, przez co goście świątyni musieli kucnąć przy niej, by obmyć swe ręce, co miało być okazaniem szacunku i pokory.
Tak kamień wygląda z bliska:
Cztery znaki kanji przedstawione na nim nie mają sensownego znaczenia czytane osobno, ani razem, w takiej formie w jakiej je przedstawiono. Sekret polega na tym, iż otwór studni ma być traktowany jako brakujący element - kanji kuchi 口 (idealne ze względu na swój kształt). Tak że znak na górze ma być czytany jako złożenie kanji go 五 i kanji kuchi 口, przy czym kanji kuchi ma znajdować się pod znakiem go, tak jak widać to na powierzchni studni, co razem daje ware 吾 (ja). Podobnie sytuacja się ma z pozostałymi kanji. Znak po lewej: 矢 + 口 -> 知 (shiru = wiedzieć). Znak po prawej daje kanji 唯 (tada = tylko, jedynie), a znak na dole - 足 (taru = wystarczająco). Razem tworzą sentencję: "wiem tylko to, co jest wystarczające", co ma podobno wiązać się z antymaterialistycznym nauczaniem buddyzmu w imię reguły iż "to, co masz, jest wszystkim tym, czego potrzebujesz", czy tam "masz wszystko czego ci potrzeba".
Ale dość o Ryoan-ji. Stamtąd udałam się do Kinkaku-ji, czyli Złotego Pawilonu. To kolejna świątynia Zen z pięknym ogrodem z okresu Muromachi, zbudowana w 1397 roku. Ściany jej głównego budynku - shariden, mieszczącego relikwie - prochy Buddy, pokryte są cienką warstwą złota, skąd pochodzi jego nazwa.
Sam pawilon umieszczony jest pośrodku kaiyū-shiki-teien, czyli ogrodu widokowego. Otacza go jeziorko zwane Kyōko-chi czyli Lustrzane Jezioro, mające podkreślać piękno budowli przez jej odbicia w wodzie.
Wnętrze pawilonu jest podobno bardzo bogato zdobione i każde z trzech pięter zaprojektowane jest w unikalny, wyjątkowy sposób. Niestety Kinkaku zamknięty jest dla zwiedzających.
Podobną budowlą, wzorowaną na Kinkaku-ji jest Ginkaku-ji, czyli srebrny pawilon, zbudowany przez wnuka twórcy Ginkaku-ji, w 1482 roku. Nie wygląda już tak zjawiskowo, jednak równie urokliwie. Nie jest pokryty srebrem, jednak takie był pierwotne plany w trakcie jego budowy i powstała wówczas nazwa pozostała do dziś.
Ogród wokół Kinkaku zaprojektowany został przez znanego artystę Sōami. Jest rozległy i pełen tajemniczych zakamarków. Można w nim znaleźć figury, prawdopodobnie przynoszące szczęście, ponieważ obsypane pieniędzmi przez zwiedzających. Może pieniądze mają zapewnić szczęście lub dobrobyt, a może po prostu zagwarantować powrót w to miejsce. Poza statuetkami znalazłam też (zapewne) magiczny kamień. Tutaj już mam pewność, że trzeba było trafić w niego pieniążkiem, żeby mieć szczęście.
W ogrodzie można znaleźć też wiele ciekawych formacji piaskowych, mających również należeć do projektu Sōami. Najistotniejszy jest piaskowy stożek, mający podobno symbolizować górę Fuji.
A tu już widoki z zielonego ogrodu.
Tego dnia zwiedziłam jeszcze świątynię Daitoku. Pierwotnie był to tylko mały klasztor, obecnie zaś kompleks składa się z 22 pod-świątyń. Słynie przede wszystkim ze skalnych ogrodów karesan-sui, bardziej wyrazistych niż te w Ryoan-ji.
Tego dnia zwiedziłam jeszcze świątynię Daitoku. Pierwotnie był to tylko mały klasztor, obecnie zaś kompleks składa się z 22 pod-świątyń. Słynie przede wszystkim ze skalnych ogrodów karesan-sui, bardziej wyrazistych niż te w Ryoan-ji.
Skoro już mówię o Kyoto, to powinnam jeszcze wspomnieć o charakterystycznych dla niego słodyczach. Pewnie już wspominałam, ale jeszcze raz powtórzę o zwyczaju dawania omiyage. Omiyage to ogólna nazwa dla pamiątek przywiezionych z podróży dla znajomych i rodziny. Japończycy najczęściej jednak przywożą słodycze, ponieważ każde miasto, każda prefektura ma swoje tradycyjne produkty, charakterystyczne tylko dla niej. Tak więc jadąc do rodziny, czy w podróż służbową, czy choćby dla przyjemności, zawsze należy przywieźć coś tym, którzy nie mogli jechać z nami. W laboratorium po każdym dłuższym weekendzie jeden stolik zapełniał się najróżniejszymi słodyczami. Oczywiście gdy pojechali za granicę też przywieźli omiyage, jednak przywożenie pamiątek ze swego własnego kraju jest dalece ciekawsze. Czy u nas, w Polsce, też da się znaleźć takie charakterystyczne dla pewnych miast produkty? Na pewno pierniki w Toruniu... W Krakowie... paluszki?? We Wrocławiu? W Warszawie??
W każdym razie wracając z Kyoto wyposażyłam się w omiyage dla chemicznej braci. Oto co kupiłam:
W każdym razie wracając z Kyoto wyposażyłam się w omiyage dla chemicznej braci. Oto co kupiłam:
Yatsuhashi - kwadracik miękkiego ciasta z mąki ryżowej (jak mochi) z cukrem i jakimś dodatkiem. Najczęściej jest to cynamon (tradycyjna wersja), matcha (sproszkowana zielona herbata) lub sproszkowana czarna fasola. Kwadracik złożony jest na pół, w pierożek z pastą z czerwonej fasoli w środku.
Poza yatsuhashi w Kioto popularne są też mochi z zieloną herbatą lub pastą ze słodkiego ziemniaka w środku.
Poza yatsuhashi w Kioto popularne są też mochi z zieloną herbatą lub pastą ze słodkiego ziemniaka w środku.